Cztery niedziele i cztery świece.
No i to właściwie tyle wspólnego ma to, co zrobiłam, z adwentowym wieńcem. Tylko jeden jest klasyczny, okrągły... reszta to raczej wariacje na temat.
Najpierw wieniec klasyczny, z gałązek jodłowych:
Połączyłam czerwień (wpadającą w odcień malinowy) ze srebrem. Jeśli
dodałabym więcej srebrnych kokard, otrzymałabym wieniec bardziej
glamour. No ale jak tradycja, to tradycja. Zostawiłam go w takiej
formie, w jakiej go przedstawiam:
A reszta?
Hmmm, reszta to radość tworzenia, zestawiania odcieni, kolorów i faktur.
Najpierw wariacja zimowa. Biel sizalu i koronek w połączeniu ze złotem świec, lnu i ozdobnego sznureczka, a do tego dla przełamania szlachetności obu powyższych szyszki w ciepłych, jasnych odcieniach beżowo-złotych.
Następna praca - szalenie nowoczesna, jak na stroik adwentowy; zestawienie nasyconego czekoladowego brązu z amarantem.
A ostatnie cudo zostawiłam sobie w domu.
Mój klimat i kolory: brązy, beże, stare złoto, chropowaty susz, gładka wstążka, zwiewna koronka...
Jeszcze więcej zdjęć zamieściłam TUTAJ - zapraszam :)
Rosea
Piękne wieńce, jednak najbardziej wpadło mi w oko ostatnie cudo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Śliczne wieńce. Ja jednak stawiam na klasykę i najbardziej podoba mi się ten pierwszy.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny.
Bardzo ładne.
OdpowiedzUsuńNa mnie też pierwszy zrobił największe wrażenie, choć w pierwszej chwili każdy wydał mi się najbardziej zachwycający :)
e nie, nadal każdy zachwyca mnie najbardziej :)